Miałam tendencję do robienia
głupich rzeczy. I to nie takich zwyczajnych; to były rzeczy głupie globalnie. Oczywiście, to nie znaczyło,
że cały świat o nich wiedział. Ale gdyby wiedział to każdy bez wyjątku
powiedziałyby, że są głupie. Skrajnie, bezsensownie, cholernie głupie. W swoim
stosunkowo krótkim życiu zrobiłam wiele głupich rzeczy, ale moje ostatnie
osiągnięcie biło na głowę je wszystkie, bowiem postanowiłam uciec.
Nie uciekłam daleko. W sumie to
prawie wcale, bo z tą ważącą tonę torbą zdołałam przejść jakieś pięćset metrów
i schować się dwie klatki dalej, ale nie zmieniało to faktu, że postanowiłam uciec. I byłam
zdeterminowana, żeby to zrobić dobrze. Chociaż ten jeden raz w życiu chciałam,
żeby coś mi naprawdę wyszło, ale do tego potrzebowałam kogoś do pomocy.
Konkretniej; kogoś kto będzie w stanie unieść moją torbę na dłużej niż trzy
sekundy i pojedzie ze mną na dworzec gdzie ucieczka wydawała się już być
dziecinnie prosta. Nawet ja, ze swoim nieogarnięciem dwieście czterdziestego
siódmego stopnia umiem kupić bilet na pociąg, wsiąść do tego pociągu (pod
warunkiem, że ktoś mi wskaże właściwy peron) i… cóż, to nie jest wielka
filozofia.
Ale póki co tkwiłam wciśnięta
między schody a jakiś super wypasiony rower, raz po raz odblokowywałam telefon
i zastanawiałam się do kogo zadzwonić zanim ktoś
zadzwoni do mnie. Rozważałam nawet opcję pozbycia się go, bo z pewnością miał
jakieś tajne funkcje o których wyłączeniu nie miałam zielonego pojęcia i można
było go namierzyć przez satelitę, ale ostatecznie zrezygnowałam dochodząc do
wniosku, że wpadam w lekką paranoję.
Choć nie oszukujmy się, nie
wyglądało to najlepiej i miałam pełne prawo się denerwować, bo moja wielka
ucieczka jak na razie była jedynie marną imitacją tego, czego naoglądałam się w
telewizji.
Nie sądziłam, że pokona mnie
zwykły bagaż!
Mimo tego po raz kolejny zaczęłam
przeglądać swoją listę kontaktów opiewającą na, o ironio!, aż siedemnaście
pozycji, i właśnie wtedy piekielne urządzenie w mojej dłoni zaczęło szaleńczo
wibrować, co sprawiło, że wydałam z siebie zduszony okrzyk i bez zastanowienia
cisnęłam nim przed siebie.
Prosto w nos jakiegoś wielkoluda
w dresie.
- O mój Boże!
Momentalnie wypadłam ze swojej
kryjówki, szczerze mówiąc raczej marnej, bo zdołał zauważyć mnie tam już
starszy pan, który poczęstował mnie truskawkami, jakaś blond włosa bizneswoman,
która usiłowała mnie wygonić, ale strasznie się spieszyła i dziewczynka, której
musiałam oddać swoją opaskę, żeby nie zaczęła krzyczeć, po czym ostrożnie
zakradłam się do swojej ofiary i podniosłam z podłogi telefon.
- Emm… cześć? - uśmiechnęłam się niewinnie, gdy już
się wyprostowałam i podniosłam wzrok, napotykając jego zaintrygowane
spojrzenie. Nie było tak źle. Nie wyglądał jakby chciał mnie zamordować, a
przynajmniej tak wnioskowałam po jego oczach, bo większą cześć twarzy zakrywał
dłońmi i ogólnie poza tym, że był duży sprawiał raczej miłe wrażenie. Jak na
człowieka, któremu ktoś właśnie zmasakrował nos, był w sumie nad wyraz spokojny
i to mnie trochę zestresowało.
- Cześć. - odezwał się w końcu,
po tym jak zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i uniósł pytająco brew
dostrzegając przy schodach moją torbę.
- Przepraszam, że rzuciłam w
ciebie telefonem.
- No problem.
Noł
problem. No
trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Ja mu w twarz komórką, a on do mnie, że to
żaden problem? Gdzie w ogóle trzymają takich facetów?!
…aha.
W Argentynie.
__________
I tak właśnie TO się zaczyna. Jest dla Was, jak zawsze, ale przede wszystkim jest dla mojej Kini, bo to najcudowniejsza osoba pod słońcem i wszystko dzięki Niej.
Ach! Ta śliczna nazwa to też Ona (Kinia radzi: powiedzcie to na głos!)
Ach! Ta śliczna nazwa to też Ona (Kinia radzi: powiedzcie to na głos!)
Hej ludzie, nie wiem czy wiecie, ale ta Kinia to ja! tak właśnie! ha! I chciałabym tylko powiedzieć że ta historia jest przecudowna, ze pełno w niej Kingowych sytuacji i że ucieczki są świetne. I to wszystko jest świetne. Świetniejsze od zdjęcia z orzełkiem, Kadziewicz ana trybunach i wijącego się po tubie Andersona. Dlatego, że to ty i troszeczkę mnie. I Boże, sama już nie wiem co piszę, taka podjarana jestem <3<3<3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńbuuum, ale to fajne :) zostaję na 100%
OdpowiedzUsuńi uwaga mówię KINIA RADZI :P
OMG! iloveit. Taaak, też mi chodziła po głowie historia z Argentyńczykami ale jakoś wypadła, a jeszcze zajebistość twojej mnie ostatecznie dobiła.
OdpowiedzUsuńTo jest genialne ;)
OdpowiedzUsuńI bardzo się cieszę, że wracasz ;)
Jeśli informujesz o nowościach, to ja bym prosiła abyś informowała mnie na gg: 32765106
You know that I'm in love with it <3
OdpowiedzUsuńKinia rządzi, ale ona to wie, więc wybacz Kiniu, ale nie będę tu mówić o Tobie ;)
OdpowiedzUsuńSusie, uwielbiam tą ciężką walizkę, zdolność do kupienia biletu na pociąg, ucieczkę i w ogóle każde słowo, a już najbardziej lubię to, że po tak długim okresie czasu, w którym Cię z nami nie było mogę przeczytać Twoją nowość, bo się stęskniłam, bo jest cudowna, bo Ty też rządzisz!
Widzisz to Kinia?! Rządzimy! <3 <3 <3
Usuń(nie wyobrażacie sobie jak mi strasznie miło czytać takie słowa, jesteście boskie!)
Ucieczki są fajne, o!
OdpowiedzUsuńPoczątek strasznie mi się podoba.
Tak się zastanawiam, co oni w tej Argentynie biorą, że są tak anielsko spokojni...
OdpowiedzUsuńCzyli mówisz, że Conte? Spodziewałam się, ze jego rychłe pojawienie sie w Polsce zaowocuje jego stałą bytnością w świecie fanfików i blogów. Także OK z miłą chęcią o nim poczytam:)
OdpowiedzUsuńTeż z miłą chęcią bym o nim poczytała ;D
Usuńteż mam tendencję do robienia głupich rzeczy, maltretuję panią w kasie przez jakieś 20 minut, czy to na pewno ten peron jak już kupię bilet i też zawsze uciekam od wszystkiego. A tak po za tym to chciałabym oazą spokoju jak Conte ( jakbym była facetem, to chciałabym też wyglądać jak on), bo ja zaraz komuś zmasakrowałabym nos milion razy gorzej.
OdpowiedzUsuńFajnie że jesteś, jesteś z Facundo, bo jest idealny, ustępuje może tylko Castellaniemu i z nią ( przegapiłam imię?) rzucającą telefonem i uciekającą.
Uwielbiam takie bohaterki!
OdpowiedzUsuń