Nie rozpakowałam się, choć Conte
przygotował mi miejsce na ubrania w swojej szafie. Trzymałam wszystko w torbie,
a biorąc jeszcze pod uwagę jaki to wszystko
miało rozmiar w razie potrzeby w ciągu kilkunastu sekund byłam w stanie opuścić
jego mieszkanie i... czułam się z tym dobrze. Nie zmieniało to jednak faktu, że
ani się obejrzałam a miałam już ulubiony kubek - turkusowy, z jakimiś
pszczołami, podejrzewałam, że kupiony w przypływie miłości do bełchatowskiego
klubu na jakiejś wyprzedaży; ulubione miejsce w pomieszczeniu, które Facundo
szumnie nazywał salonem - na cudownym, puchatym dywanie, którego na dodatek
nikt nie kazał mi odkurzać, bo tym zajmował się on; ulubioną patelnię co było
istną paranoją, bo nawet nie przepadałam za gotowaniem i parę innych pozornie
niegroźnych ulubionych rzeczy. Doskonale wiedziałam o szafce w której ukrywał
delicje i nie dziwiło mnie już wcale, że dzień bez atakowania moich biednych
uszu jakąś okropną muzyką był dniem straconym.
Fakt, iż tych wszystkich rzeczy przybywało
zaczynał mnie jednak przerażać, więc ze wszystkich sił starałam się za bardzo
nie wsiąknąć w jego codzienność. W naszą codzienność.
- Wybierasz się gdzieś?
I tak było za każdym razem.
Udawało mi się bezszelestnie przemknąć aż pod samiutkie drzwi, a on mimo tego pojawiał
się za moimi plecami niczym duch i zabraniał mi wyjść jakbym znów miała
jedenaście lat. Kończyło się to tym, że sadzał mnie na kanapie, włączał jakiś
nudny film, robił popcorn i nie pozwalał mi nawet wyjść do łazienki,
przekonany, że zaraz mu zwieję.
- Idę na spacer. - odwróciłam się
powoli i zadarłam głowę do góry napotykając jego srogie spojrzenie.
- No chyba sobie kpisz! Naprawdę
musimy przerabiać to co wieczór? - bezceremonialnie złapał mnie za ramiona i
ani się obejrzałam a stał przede mną i zagradzał mi drogę do drzwi.
- To nie fair! Nie możesz mnie tu
więzić! To na pewno podchodzi pod jakiś paragraf!
- Ty mnie tu nie strasz paragrafami,
mała. - pogroził mi palcem. - Nigdzie beze mnie nie idziesz.
- Bez ciebie? - podłapałam
momentalnie. - A z tobą?
- Nie! - burknął tylko i zaczął
rozpinać mój płaszcz jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie i jakby
robił to od zawsze. I wcale nie przeszkadzało mi jak bardzo jest blisko, ani w
jaki sposób zdejmował mi go z ramion, ale mimo wszystko musiałam mu uświadomić,
że zachowuje się zupełnie jak oni.
- Wiem, że się o mnie troszczysz
i naprawdę to doceniam, a przynajmniej myślę, że powinnam doceniać, ale gdybym
chciała ograniczeń i rozkazów prawdopodobnie nigdy bym się tu nie znalazła, a
raczej szykowała do ślubu i była zachwycona swoim przyszłym mężem, czego jak
widać nie robię, dlatego… proszę cię, pozwól mi wyjść i nie przechodźmy tego
kolejny raz - zacięłam się na moment. - bo lubię cię, ale odejdę, jeśli będę
musiała, Ef.
Facundo patrzył na mnie tak, jakby
widział mnie po raz pierwszy. Albo może raczej tak jakby dopiero teraz naprawdę
zrozumiał czego tak panicznie się boję i wraz z tym zrozumieniem naszła go
refleksja, że bardzo łatwo może się mnie pozbyć. Jednak w przeciwieństwie do
normalnych ludzi nie miał w planach tego wykorzystać, tylko z powrotem nałożył
mi na ramiona płaszcz i sięgnął po swoją kurtkę, co chwilę spoglądając na mnie
wzrokiem pełnym skruchy, zaś ja próbowałam przyswoić sobie ogrom jego dobroci.
To było w nim absolutnie cudowne, że tak po prostu umiał mi ustąpić i zaraz po
tym jak się ubrał zgarnął z komody klucze i pociągnął mnie na klatkę schodową.
- Ale bez żadnych wybryków,
Kinga, rozumiesz? Nie chcę mieć cię na sumieniu!
- Chryste! Mówisz to takim tonem,
jakby mieli mnie co najmniej zamordować!
I wykrakałam.
To znaczy, żeby było jasne! Nikt
nie wyskoczył nagle z krzaków i z dzikim okrzykiem na ustach oraz bronią palną
w dłoni nie zaczął za nami biegać po całym osiedlu, po prostu kiedy tak
przemykaliśmy od drzewa do drzewa jak pospolici chuligani, w połowie drogi od
jednego klonu do drugiego zderzyliśmy się z panią Danusią - moją i Seweryna
sąsiadką, która to się w moim (na szczęście prawie już byłym!) chłopaku jawnie
podkochiwała od momentu jak tylko zmaterializował się w mym życiu. Pani Danusia
nie wylądowała na chodniku tylko dzięki refleksowi Facundo, z tym, że gdy tylko
została postawiona do pionu i zauważyła mnie czającą się za jego plecami, dziękuję zamarło jej na ustach.
Trzeba ją zrozumieć. Pewnie
gdybym darzyła kogoś tak wielką sympatią jaką ona darzy Seweryna, który
postawił na nogi cały oddział zaprzyjaźnionych policjantów (wspominałam, że
jest policjantem?) w poszukiwaniu swojej niedoszłej narzeczonej, a okazałoby
się, że narzeczona ukrywa się pięćset metrów od domu to też bym się wkurzyła. A
jakby to jeszcze była narzeczona osoby, której trzy razy w tygodniu piekę
ciasto i zostawiam karteczki na wycieraczce z informacją o pogodzie to już w
ogóle urządziłabym niewdzięcznicy jesień średniowiecza, nic więc dziwnego, że
pani Danka zaczęła się drzeć jak oszalała, złapała mnie za włosy i siłą
wyciągnęła zza pleców Conte, drugą ręką wygrzebując w tym czasie archaiczny
telefon z kieszeni. A ten osioł stał i gapił się na to wszystko z szeroko
rozdziawioną buzią i jeszcze szerzej otwartymi oczami i ani myślał ratować mnie
z łap tej pierdolniętej staruszki! Byłam dosłownie o krok od wymierzenia mu
mocnego kopniaka w piszczel, gdy oprzytomniał i rzucił się w naszą stronę, a
potem znów stanął, no bo przecież nie wypada mu bić się ze stuletnią babcią jak
mi to uprzejmie wyjaśnił. Owa bezbronna babcia wyrwała mi najprawdopodobniej
połowę włosów przechadzając się krokiem wojskowym wzdłuż ścieżki prowadzącej do
naszego bloku, nieświadomie przyczyniła się do zniszczenia moich ulubionych
spodni i właśnie informowała Seweryna, że złapała „tą jego bezczelną, pożal się
Boże, żmiję” w towarzystwie „jakiegoś rumuńskiego mafioza”, ale była stara,
więc żyjąc w zgodzie z filozofią Conte - nic nie szkodzi!
Boże, myślałam, że go rozpieprzę
i rozrzucę szczątki na zgliszczach swojej wolności. A kiedy pani Danka
zakończyła rozmowę i zaczęła ciągnąć mnie w stronę naszego bloku, a on wciąż
stał, na dodatek otwarcie się z tego śmiejąc, poprzysięgłam sobie zemstę. O ile
w ogóle jeszcze kiedyś uda mi się wyjść z mieszkania!
Drzwi na klatkę schodową z
sekundy na sekundę były coraz bliżej, a ja zaczynałam świrować. Przecież ojciec
mnie wydziedziczy, Seweryn-ciemiężyciel zamknie w piwnicy, a matka tak się
wścieknie, że w dwa dni zorganizuje ślub i zrobi mi takie panie mózgu, że durna
ja na wszystko się zgodzę. To katastrofa!
- Pani Danusiu - zaczęłam więc
potulnie, starając się zachować spokój. - ja myślę, że pani udział w tej
sprawie w ogóle nie jest konieczny, może jednak…
- Absolutnie konieczny, moja
panno! - zagrzmiała staruszka przerywając mi. - Ten biedny chłopak odchodził od
zmysłów, wszędzie cię szukał, zjeździł pół Polski, a ty bezczelnie sobie żyjesz
tuż pod jego nosem z jakimś, jakimś… pomiotem szatana po prostu! Skąd on się w
ogóle wziął? Z Pakistanu? Wygląda na takiego bandytę, założę się, że handluje
bronią czy czymś takim! Oni zawsze prowadzą nielegalne interesy, mają to we
krwi!
- Facundo nie jest z Pakistanu.
Jest z Argentyny. I gra w siatkówkę. - burknęłam, ale niespecjalnie miałam chęć
go bronić, skoro zostawił mnie z tą wariatką sam na sam, chociaż wcześniej
przez ileś dni nawet nie pozwalał mi wyjść z mieszkania!
- Facundo! - prychnęła pani Danka
pogardliwie. - Co to w ogóle za imię?! I jak ty dziecko do niego mówisz? Faku? Poza
tym, hahaha - jej śmiech rozbrzmiał na klatce schodowej niczym śmiech samego
szatana. - Chyba średnio mu na tobie zależy skoro pozwolił, żebym cię porwała!
Temu akurat nie mogłam
zaprzeczyć, więc nie odpowiedziałam.
Powoli zaczynało mi być wszystko
jedno.
A wtedy drzwi się otworzyły i
stanął w nich Seweryn.
- Kinga. - wypowiedział moje imię
w sposób, który wywołał ciarki na całym moim ciele. - Miło, że wreszcie
postanowiłaś pojawić się w swoim domu.
- podkreślił idiotycznie.
- Wierz mi, nie dobrowolnie. -
warknęłam, postępując krok do przodu popychana przez panią Dankę.
- Chyba musimy sobie coś
wyjaśnić.
No. Niewątpliwie.
__________
Obiecałam, więc jest. Jakości wątpliwej, ale nic lepszego z tym nie zrobię, bo znowu na jakiś czas wybywam z domu. Także trzymajcie się cieplutko i korzystajcie z wakacji póki jeszcze je macie!
Ach. W razie pytań czy czegokolwiek wywiader i gg 35131031 :)
Przekaż temu Facundo, że sobie nagrabił, bardzo mocno sobie nagrabił, jak on mógł tak zostawić biedną Kiniuszke na pastwę tej strasznej Pani Danusi? Bardzo mocno się na niego gniewam!
OdpowiedzUsuńOna się stamtąd wyrwie, z tej rodzinki i wróci do Mafioza (swoją drogą: uwielbiam twoją wyobraźnię), piorąc mu dupsko za to, że pozwolił ją porwać. Idiota, skoro wcześniej ze swoich czterech ścian jej wypuszczać nie chciał, ale to facet, a ja facetów w ogóle nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńCzy on zgłupiał? Chociaż z drugiej strony może lepiej zamiast się ukrywać, to po prostu mogłaby zerwać z tym całym Sewerynem!
OdpowiedzUsuńDlaczego takie Danusie naprawdę istnieją? No może bez tych karteczek o pogodzie...
OdpowiedzUsuńWróciłam. Danuśka to potworne babsko, z piekła rodem. Na miejscu biednej Kini to dałabym popalić FaNIEcudno. Z resztą, to i tak pewnie on zatęskni!
OdpowiedzUsuńDanka to po prostu potwór. Eh że też Kinga jej tak porządnie nie przywaliła i co z tego, że to staruszka, skoro sobie własnie na to zasłużyła. Mam nadzieje, że Kinga się nie da i pośle do diabła tego całego Seweryna.
OdpowiedzUsuńjestem w tym tak bardzo zakochana. Tak bardzo, aż bardzo, bardzo, bardzo, że prawie jestem w stanie darować ci pół tymbarka. Ale wiedz, że na to półtorej dalej czekam. Najlepiej takich dwu litrowych. Luv <3
OdpowiedzUsuńhaaaaaalo? nowość?
UsuńUcisz się, Misiaku, wiesz, że na razie mam jedno wielkie NIC <3
UsuńNawet twoje NIC jest bardzo piękne.
UsuńŚwetne, czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie.
http://carla-and-alex.blogspot.com/