środa, 14 sierpnia 2013

Rumuński mafiozo

Nie rozpakowałam się, choć Conte przygotował mi miejsce na ubrania w swojej szafie. Trzymałam wszystko w torbie, a biorąc jeszcze pod uwagę jaki to wszystko miało rozmiar w razie potrzeby w ciągu kilkunastu sekund byłam w stanie opuścić jego mieszkanie i... czułam się z tym dobrze. Nie zmieniało to jednak faktu, że ani się obejrzałam a miałam już ulubiony kubek - turkusowy, z jakimiś pszczołami, podejrzewałam, że kupiony w przypływie miłości do bełchatowskiego klubu na jakiejś wyprzedaży; ulubione miejsce w pomieszczeniu, które Facundo szumnie nazywał salonem - na cudownym, puchatym dywanie, którego na dodatek nikt nie kazał mi odkurzać, bo tym zajmował się on; ulubioną patelnię co było istną paranoją, bo nawet nie przepadałam za gotowaniem i parę innych pozornie niegroźnych ulubionych rzeczy. Doskonale wiedziałam o szafce w której ukrywał delicje i nie dziwiło mnie już wcale, że dzień bez atakowania moich biednych uszu jakąś okropną muzyką był dniem straconym.
Fakt, iż tych wszystkich rzeczy przybywało zaczynał mnie jednak przerażać, więc ze wszystkich sił starałam się za bardzo nie wsiąknąć w jego codzienność. W naszą codzienność.
- Wybierasz się gdzieś?
I tak było za każdym razem. Udawało mi się bezszelestnie przemknąć aż pod samiutkie drzwi, a on mimo tego pojawiał się za moimi plecami niczym duch i zabraniał mi wyjść jakbym znów miała jedenaście lat. Kończyło się to tym, że sadzał mnie na kanapie, włączał jakiś nudny film, robił popcorn i nie pozwalał mi nawet wyjść do łazienki, przekonany, że zaraz mu zwieję.
- Idę na spacer. - odwróciłam się powoli i zadarłam głowę do góry napotykając jego srogie spojrzenie.
- No chyba sobie kpisz! Naprawdę musimy przerabiać to co wieczór? - bezceremonialnie złapał mnie za ramiona i ani się obejrzałam a stał przede mną i zagradzał mi drogę do drzwi.
- To nie fair! Nie możesz mnie tu więzić! To na pewno podchodzi pod jakiś paragraf!
- Ty mnie tu nie strasz paragrafami, mała. - pogroził mi palcem. - Nigdzie beze mnie nie idziesz.
- Bez ciebie? - podłapałam momentalnie. - A z tobą?
- Nie! - burknął tylko i zaczął rozpinać mój płaszcz jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie i jakby robił to od zawsze. I wcale nie przeszkadzało mi jak bardzo jest blisko, ani w jaki sposób zdejmował mi go z ramion, ale mimo wszystko musiałam mu uświadomić, że zachowuje się zupełnie jak oni.
- Wiem, że się o mnie troszczysz i naprawdę to doceniam, a przynajmniej myślę, że powinnam doceniać, ale gdybym chciała ograniczeń i rozkazów prawdopodobnie nigdy bym się tu nie znalazła, a raczej szykowała do ślubu i była zachwycona swoim przyszłym mężem, czego jak widać nie robię, dlatego… proszę cię, pozwól mi wyjść i nie przechodźmy tego kolejny raz - zacięłam się na moment. - bo lubię cię, ale odejdę, jeśli będę musiała, Ef.
Facundo patrzył na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. Albo może raczej tak jakby dopiero teraz naprawdę zrozumiał czego tak panicznie się boję i wraz z tym zrozumieniem naszła go refleksja, że bardzo łatwo może się mnie pozbyć. Jednak w przeciwieństwie do normalnych ludzi nie miał w planach tego wykorzystać, tylko z powrotem nałożył mi na ramiona płaszcz i sięgnął po swoją kurtkę, co chwilę spoglądając na mnie wzrokiem pełnym skruchy, zaś ja próbowałam przyswoić sobie ogrom jego dobroci. To było w nim absolutnie cudowne, że tak po prostu umiał mi ustąpić i zaraz po tym jak się ubrał zgarnął z komody klucze i pociągnął mnie na klatkę schodową.
- Ale bez żadnych wybryków, Kinga, rozumiesz? Nie chcę mieć cię na sumieniu!
- Chryste! Mówisz to takim tonem, jakby mieli mnie co najmniej zamordować!
I wykrakałam.
To znaczy, żeby było jasne! Nikt nie wyskoczył nagle z krzaków i z dzikim okrzykiem na ustach oraz bronią palną w dłoni nie zaczął za nami biegać po całym osiedlu, po prostu kiedy tak przemykaliśmy od drzewa do drzewa jak pospolici chuligani, w połowie drogi od jednego klonu do drugiego zderzyliśmy się z panią Danusią - moją i Seweryna sąsiadką, która to się w moim (na szczęście prawie już byłym!) chłopaku jawnie podkochiwała od momentu jak tylko zmaterializował się w mym życiu. Pani Danusia nie wylądowała na chodniku tylko dzięki refleksowi Facundo, z tym, że gdy tylko została postawiona do pionu i zauważyła mnie czającą się za jego plecami, dziękuję zamarło jej na ustach.
Trzeba ją zrozumieć. Pewnie gdybym darzyła kogoś tak wielką sympatią jaką ona darzy Seweryna, który postawił na nogi cały oddział zaprzyjaźnionych policjantów (wspominałam, że jest policjantem?) w poszukiwaniu swojej niedoszłej narzeczonej, a okazałoby się, że narzeczona ukrywa się pięćset metrów od domu to też bym się wkurzyła. A jakby to jeszcze była narzeczona osoby, której trzy razy w tygodniu piekę ciasto i zostawiam karteczki na wycieraczce z informacją o pogodzie to już w ogóle urządziłabym niewdzięcznicy jesień średniowiecza, nic więc dziwnego, że pani Danka zaczęła się drzeć jak oszalała, złapała mnie za włosy i siłą wyciągnęła zza pleców Conte, drugą ręką wygrzebując w tym czasie archaiczny telefon z kieszeni. A ten osioł stał i gapił się na to wszystko z szeroko rozdziawioną buzią i jeszcze szerzej otwartymi oczami i ani myślał ratować mnie z łap tej pierdolniętej staruszki! Byłam dosłownie o krok od wymierzenia mu mocnego kopniaka w piszczel, gdy oprzytomniał i rzucił się w naszą stronę, a potem znów stanął, no bo przecież nie wypada mu bić się ze stuletnią babcią jak mi to uprzejmie wyjaśnił. Owa bezbronna babcia wyrwała mi najprawdopodobniej połowę włosów przechadzając się krokiem wojskowym wzdłuż ścieżki prowadzącej do naszego bloku, nieświadomie przyczyniła się do zniszczenia moich ulubionych spodni i właśnie informowała Seweryna, że złapała „tą jego bezczelną, pożal się Boże, żmiję” w towarzystwie „jakiegoś rumuńskiego mafioza”, ale była stara, więc żyjąc w zgodzie z filozofią Conte - nic nie szkodzi!
Boże, myślałam, że go rozpieprzę i rozrzucę szczątki na zgliszczach swojej wolności. A kiedy pani Danka zakończyła rozmowę i zaczęła ciągnąć mnie w stronę naszego bloku, a on wciąż stał, na dodatek otwarcie się z tego śmiejąc, poprzysięgłam sobie zemstę. O ile w ogóle jeszcze kiedyś uda mi się wyjść z mieszkania!
Drzwi na klatkę schodową z sekundy na sekundę były coraz bliżej, a ja zaczynałam świrować. Przecież ojciec mnie wydziedziczy, Seweryn-ciemiężyciel zamknie w piwnicy, a matka tak się wścieknie, że w dwa dni zorganizuje ślub i zrobi mi takie panie mózgu, że durna ja na wszystko się zgodzę. To katastrofa!
- Pani Danusiu - zaczęłam więc potulnie, starając się zachować spokój. - ja myślę, że pani udział w tej sprawie w ogóle nie jest konieczny, może jednak…
- Absolutnie konieczny, moja panno! - zagrzmiała staruszka przerywając mi. - Ten biedny chłopak odchodził od zmysłów, wszędzie cię szukał, zjeździł pół Polski, a ty bezczelnie sobie żyjesz tuż pod jego nosem z jakimś, jakimś… pomiotem szatana po prostu! Skąd on się w ogóle wziął? Z Pakistanu? Wygląda na takiego bandytę, założę się, że handluje bronią czy czymś takim! Oni zawsze prowadzą nielegalne interesy, mają to we krwi!
- Facundo nie jest z Pakistanu. Jest z Argentyny. I gra w siatkówkę. - burknęłam, ale niespecjalnie miałam chęć go bronić, skoro zostawił mnie z tą wariatką sam na sam, chociaż wcześniej przez ileś dni nawet nie pozwalał mi wyjść z mieszkania!
- Facundo! - prychnęła pani Danka pogardliwie. - Co to w ogóle za imię?! I jak ty dziecko do niego mówisz? Faku? Poza tym, hahaha - jej śmiech rozbrzmiał na klatce schodowej niczym śmiech samego szatana. - Chyba średnio mu na tobie zależy skoro pozwolił, żebym cię porwała!
Temu akurat nie mogłam zaprzeczyć, więc nie odpowiedziałam.
Powoli zaczynało mi być wszystko jedno.
A wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Seweryn.
- Kinga. - wypowiedział moje imię w sposób, który wywołał ciarki na całym moim ciele. - Miło, że wreszcie postanowiłaś pojawić się w swoim domu. - podkreślił idiotycznie.
- Wierz mi, nie dobrowolnie. - warknęłam, postępując krok do przodu popychana przez panią Dankę.
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
No. Niewątpliwie.

__________
Obiecałam, więc jest. Jakości wątpliwej, ale nic lepszego z tym nie zrobię, bo znowu na jakiś czas wybywam z domu. Także trzymajcie się cieplutko i korzystajcie z wakacji póki jeszcze je macie!

Ach. W razie pytań czy czegokolwiek wywiader i gg 35131031 :)

11 komentarzy:

  1. Przekaż temu Facundo, że sobie nagrabił, bardzo mocno sobie nagrabił, jak on mógł tak zostawić biedną Kiniuszke na pastwę tej strasznej Pani Danusi? Bardzo mocno się na niego gniewam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ona się stamtąd wyrwie, z tej rodzinki i wróci do Mafioza (swoją drogą: uwielbiam twoją wyobraźnię), piorąc mu dupsko za to, że pozwolił ją porwać. Idiota, skoro wcześniej ze swoich czterech ścian jej wypuszczać nie chciał, ale to facet, a ja facetów w ogóle nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy on zgłupiał? Chociaż z drugiej strony może lepiej zamiast się ukrywać, to po prostu mogłaby zerwać z tym całym Sewerynem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego takie Danusie naprawdę istnieją? No może bez tych karteczek o pogodzie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wróciłam. Danuśka to potworne babsko, z piekła rodem. Na miejscu biednej Kini to dałabym popalić FaNIEcudno. Z resztą, to i tak pewnie on zatęskni!

    OdpowiedzUsuń
  6. Danka to po prostu potwór. Eh że też Kinga jej tak porządnie nie przywaliła i co z tego, że to staruszka, skoro sobie własnie na to zasłużyła. Mam nadzieje, że Kinga się nie da i pośle do diabła tego całego Seweryna.

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem w tym tak bardzo zakochana. Tak bardzo, aż bardzo, bardzo, bardzo, że prawie jestem w stanie darować ci pół tymbarka. Ale wiedz, że na to półtorej dalej czekam. Najlepiej takich dwu litrowych. Luv <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucisz się, Misiaku, wiesz, że na razie mam jedno wielkie NIC <3

      Usuń
    2. Nawet twoje NIC jest bardzo piękne.

      Usuń
  8. Śwetne, czekam na kolejny ;*
    serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie.
    http://carla-and-alex.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń